Szachista bez twarzy

Facet, który zdobył największy łup wojenny w historii RP, skończył zamiatając podwórza. Jego
brat, który pokonywał najlepszych szachistów świata, nie wiadomo, jak wyglądał. Oto niezwykła historia Andrzeja i Ignacego Kopów oraz niezwykły finał pewnych poszukiwań.

* Reportaż pochodzi ze zbioru Wielkopolska organiczna. Reportaże o sztuce pracy, o którym przeczytasz tutaj.


Trzcielin leży pod Poznaniem, to wieś na przecięciu dróg ze Stęszewa do Dopiewa i z Konarzewa do Lasówek. Przy skrzyżowaniu wybudowano plac zabaw, obok stoi obelisk z napisem:

„Pułkownikowi Wojska Polskiego, Andrzejowi Kopie 1879–1956, Wielkiemu Polakowi, Patriocie i społecznikowi — w hołdzie mieszkańcy Trzcielina”.

Na kamieniu widnieje popiersie Kopy.
Właśnie wymieniany jest tu asfalt i pobocza są zastawione maszynami.

— Kopa? Coś kojarzę. Tam mieszkali. — Właścicielka jedynego sklepu we wsi wskazuje na dom po drugiej stronie ulicy. — Najwięcej powie pan Perz. Ma dziewięćdziesiąt lat.

Na podwórku dwa domy dalej jakaś kobieta próbuje złapać wesoło ujadającego kundla.

— Pana Perza z tyłu pan znajdzie. Pan czeka, bo pies za panem idzie, uwiążę go. No, już.

Budynek w głębi podwórza, konstrukcja z XIX wieku. W środku remont i głośne, rave’owe bity. Zachodzę od tyłu. Wybiega mały buldog.

— Perz? — powtarza za mną robotnik w drelichu. — Nie znam.

Na korytarzu w starym domu pukam do wszystkich drzwi po kolei. W końcu jedne z nich uchylają się ze zgrzytem. Ktoś ma problem z ich otwarciem — przez szczelinę widzę, że porusza się na wózku i nie może sięgnąć klamki. Pomagam mu i witam się, wchodząc do środka.

— Widziałem przez okno, że ktoś idzie! — mówi, ściskając mi mocno dłoń.

Kępka włosów na potylicy, jowialna twarz i szeroki, szczery
uśmiech. Mieszkanie odnowione, jest duży telewizor.

— Tak źle na swój wiek nie wyglądam. W telewizji wyglądają gorzej, a młodsi ode mnie. Bo w telewizorze wszystko pokażą dokładnie.

Pan Perz jest najstarszym mieszkańcem wsi. Sprowadził się do
Trzcielina w latach sześćdziesiątych i pracował w PGR-ze. Jak mówi, najlepsze sztuki bydła szły na eksport, a on sam codziennie musiał doglądać stu pięćdziesięciu krów i siedemdziesięciu byków.

— To dlatego prawa ręka do dziś boli. A lewej nogi od kolana w dół nie mam. — Tu odsłania protezę. Zza ściany dobiega głośne techno, ale mężczyzna ma problemy ze słuchem, więc mu nie przeszkadza. — Sześć lat temu, jak umarła żona, to przestałem pić. I wtedy niespodziewanie straciłem nogę. Ach, Kopa, no tak.
Kuzynka go znała. Tu u góry dziecko Niemcowi rodziła, na strychu. A Kopy mieszkali przez płot. Legenda ten Andrzej. Nikt już tu nie pamięta, bo pomarli. A ja to teraz, proszę pana, ścigam się do setki!

Dawny dom braci Kopów w Trzcielinie – w głębi

W zabudowaniach po rodzinnym domu Kopów mieszkają trzy
rodziny. Neoklasycystyczna rządcówka ma główne wejście z boku, od podwórza. Ganek zdobiony arkadami, nad nimi wisi ciężki taras.

Tralkową balustradę przesłaniają suszące się dywany.
Krzyk dzieci w oknie. W budynku pachnie wilgocią. Ze schodów zbiega duży pies, po chwili zza balustrady wychyla się młoda kobieta.

— Z tym domem same problemy, już ośmiu właścicieli miał.
Teraz jest trzech, na spółkę. Że tu Kopa mieszkał? Pytał ktoś kiedyś. Ilu tu ludzi mieszka w Trzcielinie? Tyle się teraz rodzi, że nikt nie policzy.

Dom jest w kiepskim stanie. Pies liże mnie po ręce. Żegnam się i wychodzę z podwórza.

Pachnie świeżo lanym asfaltem. Na rodzinnym domu pułkownika widnieje tabliczka: „Ulica Andrzeja Kopy”.

Głaz ku pamięci Andrzeja Kopy w Trzcielinie.
Fot. Jacek Butlewski

Dopiewo, pięć kilometrów dalej. Andrzej Kopa spogląda z makiety, niczym Krzysztof Ibisz. Tekturowy, pod wąsem, czarno-biały Kopa jest naturalnych rozmiarów. To pomysł dyrekcji, żeby dzieci mogły z nim sobie robić selfi e. Tak jak żywa flaga, biało-czerwona szachownica uformowana przez uczniów w 2014 roku. Pobili nią wtedy rekord Guinnessa.

— Ta szachownica to symbol naszego lotnictwa — mówi doktor Eligiusz Tomkowiak.

Mieszka w Dopiewie. Za upamiętnienie historii Polski wojewoda odznaczył go niedawno Złotym Krzyżem Zasługi. Z zawodu jest lekarzem, zajmuje się holterami, sprawy sercowe.

— Namalowano ją na poszyciach samolotów zdobytych na Ławicy. Walczyli tam pod Kopą ludzie z okolic, dlatego to nasz bohater. Bohater, o którym prasa przypomina sobie tylko na okazję rocznic…

Mural w Chomęcicach. Z prawej w dole – wizerunek Andrzeja Kopy.

Chomęcice, siedem kilometrów dalej. Na budynku tamtejszego kółka rolniczego widnieje wielkich rozmiarów mural: wizerunki powstańców, jazda konna, lotnicy, wszystko wkomponowane w liczbę sto. W prawym dolnym rogu — Andrzej Kopa.


Cmentarz w Konarzewie, kilkaset metrów od tabliczki Trzcielin i dziewięćset metrów od miejscowej parafi i. Grób rodzinny Kopów nie ma wyszczególnionych na płycie imion, ale przed kwaterą stoi tabliczka poświęcona Andrzejowi. Zrobił ją pan Tomkowiak.

— Ale Ignacego tu nie ma — mówi. — Niewiele o nim wiadomo.

Grób braci Kopów. Z imienia wymieniony jest tylko Andrzej.

Szachy korespondencyjne

Rok 1839. W Poznaniu z inicjatywy Karola Marcinkowskiego
powstaje hotel Bazar. To tu tli się życie polityczne i kulturalne Polaków z zaboru pruskiego.

Wybudowany na złość Niemcom Bazar zostaje siedzibą pierwszego polskiego klubu szachowego. Polacy wypowiadają Niemcom pojedynek i dochodzi do meczu Poznań — Berlin.

Hotel Bazar, Poznań

Walka toczy się nietypowo, bo korespondencyjnie. Niemcy przysyłają spisane na kartce ruchy, poznaniacy otwierają list, nanoszą je na szachownicę, wykonują najlepsze posunięcie po swojej stronie, spisują je i wysyłają w liście zwrotnym. Tydzień w tydzień ruchy drukowane są w prasie — przez cały rok. W polskiej drużynie gra między innymi Jakub Krauthofer. Podczas Wiosny Ludów podstempluje dokumenty pieczęcią z orłem jagiellońskim i napisem „Polska Powstająca”.

Polacy wygrywają z Niemcami 2:0.

Karol Libelt, Gra w szachy

Szachy z zaborcą

W latach sześćdziesiątych XIX wieku szachiści grywają w cukierni Beely’ego przy Alejach Marcinkowskiego (wówczas ul. Wilhelmowskiej). Za figury chwytają znani lekarze, adwokaci. Fanem jest nawet Karol Libelt, który pisze o królewskiej grze w opowiadaniu Gra w szachy. W cukierni rezyduje też niejaki Zukertort, który nie przegrywa partii nawet, kiedy zawiąże mu się oczy. Kilka lat później stoczy pierwszy w historii mecz o szachowe mistrzostwo świata z Wilhelmem Steinitzem. Przegra.

Gdy Niemcy coraz bardziej zagarniają Wielkopolskę dla siebie,
kluby szachowe też robią się bardziej niemieckie. Dlatego Polacy zakładają własny i już w 1912 roku zapraszają na pokazową symultanę mistrza, Jacques’a Miesesa. W sali Concordii przy ulicy Wrocławskiej Francuz rozgrywa dwadzieścia cztery partie.
Przegrywa tylko jedną: z Ignacym Kopą.

Jacques Mesies

Rodzina Kopów: początek

Trzcielin, rok 1875. Na świat przychodzi Ignacy, pierworodny
syn Michała i Eufrezyny Kopów, mieszkających w folwarku Niemca, Hansa Tiedemanna. Rok później pojawia się Maria, a w 1879 — Andrzej. Mają także drugą siostrę.

W Trzcielinie stoją trzy dworki. Historia wsi sięga średniowiecznego rodu Trzcielińskich. W XVI wieku podzielono ją na Trzcielin Szlachecki i Duchowny, potem wszystko poszło w ręce rodu Biskupskich.

Na ganku domu Kopów — tam gdzie dziś schną dywany — bracia Kopa często grywają w szachy. Ignacy ogrywa Andrzeja, bo uważniej studiuje szachowe podręczniki z domowej biblioteczki. Znalazły się tam dzięki ojcu.

Genialny samouk

Andrzej kończy poznańskie Gimnazjum Świętej Marii Magdaleny, potem terminuje w największych gospodarstwach w regionie.
Chce być gotowy, kiedy przyjdzie do przejmowania folwarku po ojcu.

Andrzej Kopa.

Po powrocie w rodzinne strony przyłącza się do Koła Rolniczego w Chomęcicach, gdzie tak zwana praca organiczna polega na uświadamianiu rolników i rozwoju gospodarstw z powiatu. Z kolei w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” zachęca zawodników do działania i proaktywnej postawy.

Rok 1902, Andrzej służy w Dolnośląskim Pułku Artylerii Ciężkiej numer 5 w Poznaniu. Nie ma wojskowego wykształcenia, ale zostaje kapralem, a potem sierżantem. Nazywany jest „genialnym samoukiem”. Gdy umiera ojciec, Andrzej przejmuje opiekę nad majątkiem, matką i dwiema chorymi na schizofrenię siostrami.

Września

Lata 1901–1902. Trwa strajk uczniów w podpoznańskiej Wrześni. Dzieci nie zgadzają się na naukę i modlitwę po niemiecku ani na kary cielesne. Dwadzieścioro pięcioro z nich trafi a do więzienia, a ich przywódca duchowy zostaje przeniesiony do parafi i Konarzewo. To ksiądz Jan Laskowski. W nowym miejscu szybko dołącza do kółka rolniczego. Na zbiorowej fotografi i jej członków z 1913 roku Laskowski i Andrzej Kopa siedzą obok siebie.

Czwarty i piąty od lewej w dolnym rzędzie, to Andrzej Kopa i ksiądz Laskowski.

Ścieżki rozchodzą się

Ignacy studiuje inżynierię w Niemczech. W roku 1905 debiutuje jako szachowy gracz turniejowy w Barmen. Trzy lata później jest już prezesem Poznańskiego Klubu Szachistów i wygrywa partię z Miesesem.

Choć możliwości wybuchu wojny nikt początkowo nie bierze na serio, wkrótce napięcie narasta. W 1914 roku Andrzej zostaje zmobilizowany przez Niemców i jako dowódca kolumny amunicyjnej przemierza front wschodni, a później Danię i Francję. Dezercja grozi śmiercią jego rodziny.

Za swoją postawę zostaje odznaczony niemieckim Krzyżem Żelaznym I i II klasy. Nie wiadomo, do kogo Andrzej Kopa w trakcie służby strzela i ile osób zabija.

Czerwiec 1918 roku. Andrzej Kopa ląduje w poznańskim szpitalu, choruje na serce.

Wybucha Powstanie Wielkopolskie


Pod koniec 1918 roku, 27 grudnia, wybucha powstanie wielkopolskie.

Wygłoszone z okien hotelu Bazar przemówienie Ignacego Paderewskiego poskutkowało, ale Niemcy jeszcze nie dowierzają, że w Poznaniu naprawdę wrze. Gdy Powiatowa Rada Ludowa wyznacza Andrzeja Kopę na komendanta w powiecie zachodniopoznańskim, ten sobie tylko znanym sposobem wykrada z komendy policji pruskiej w Poznaniu dwieście pięćdziesiąt karabinów oraz dwa i pół tysiąca sztuk amunicji. Ukrywa je w Dopiewie. Przydadzą się w walkach.

Powołani do służby mieszkańcy podążają za Kopą, ten dzieli ich na cztery kompanie. Służą w nich jego liczni wychowankowie z TG „Sokół” i mieszkańcy okolicznych wsi. Ksiądz Laskowski buduje ołtarz polowy, p rzy którym powstańcy składają przysięgę. Z tysiąca ochotników w bój wyrusza sześciuset.

Mapa okolic.

Jak zdobywano Ławicę

Noc, 3 na 4 stycznia 1919 roku. Kopa z oddziałami dociera na
oddalone o jedenaście kilometrów poznańskie lotnisko Ławica.

— Samoloty lada chwila mogą zbombardować miasto. Niemcy
komunikują się z Magdeburgiem — mówi Kopa do głównodowodzącego Maciaszka. — Otwórzmy ogień!
— Nie weźmie pan lotniska siłą. Zajmiemy je ugodowo! — stopuje go Maciaszek.

Żródło: http://www.o-nauce.pl/?p=1147

Kopa idzie więc do dowódcy okręgu wojskowego, Mieczysława
Palucha. Po burzliwej naradzie decydują, że jednak zaatakują. Kopa doskonale zna te tereny, szybko przygotowuje plan ataku i taktykę: na początek trzeba przeciąć kable elektryczne i telefoniczne.

Ranek 6 stycznia 1919 roku, godzina szósta piętnaście. Niemcy nie odpowiedzieli na propozycję kapitulacji. Powstańcy mają jedynie siedem pocisków w dwóch armatach. Malarz Leon Prauziński odmaluje to w przyszłości na znanym obrazie. Pośrodku płótna umieści dowódcę patrzącego przez lornetkę.

Obrazy Leona Prauzińskiego przedstawiający zdobycie kontrolowanego przez Niemców lotniska w Ławicy pod Poznaniem

Po kilku nieskutecznych seriach z karabinów Niemców Polacy
odpowiadają dwoma wystrzałami z broni ciężkiej, nasza artyleria trafia w wieżę kontroli lotów i koszary.

Niemcy są zdezorientowani, ich obrona cichnie. Nie wiedzą, że Polacy wystrzelali w sumie cztery pociski, a zostały im jedynie trzy. Są przekonani, że czeka ich zmasowany atak polskiej artylerii. Poddają się.

Powstańcy zatykają na wieży kontrolnej polską flagę. Niemiecki sprzęt lotniczy pomalowany zostanie wkrótce w biało-czerwoną szachownicę i stanie się zalążkiem polskiego lotnictwa. Samoloty z Ławicy to największy łup wojenny w historii Rzeczypospolitej.

Virtuti Militari i wizyta Piłsudskiego

Kopa dostaje awans na kapitana i Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. Coraz gorzej u niego z sercem. Gdy dowiaduje się o tym Piłsudski, specjalnie zmienia trasę przejazdu podczas rocznicowej wizyty w Poznaniu. Odwiedza Andrzeja Kopę w Trzcielinie jesienią 1919 roku i w dowód uznania zasług kapitana osobiście udziela mu urlopu zdrowotnego.
Niemcy uciekają z Wielkopolski i korzystając ze sprzyjającego
czasu, Kopa nareszcie przejmuje poniemiecki majątek po Tiedemannie. Dom w końcu należy do Kopów.
Nie jest mu jednak dane długo zarządzać gospodarstwem. Tym razem to Piłsudski zwraca się z prośbą, na którą Andrzej przystaje: ma wyjechać na wschodni front i dowodzić podczas wojny z bolszewikami.
Czerwiec 1920 roku. Kopa zostaje awansowany do stopnia podpułkownika.
Październik 1920 roku. Dostaje nominację na pułkownika.
Koniec roku 1920. Minister spraw wojskowych otrzymuje list od Ignacego Kopy. Mężczyzna zarządza gospodarstwem w Trzcielinie, opiekując się matką Eufrezyną oraz siostrami, ale pod nieobecność Andrzeja majątek podupada. Ignacy wnioskuje o zwolnienie brata ze służby, by ten mógł zająć się domostwem. Andrzej wraca wkrótce do Trzcielina, ale sprawa jego odejścia z armii jest niejasna. Jedna z wersji mówi, że jako „genialny samouk ze wsi” i żołnierz bez wykształcenia wojskowego w wyższych kręgach wzbudzał zazdrość, mimo że jego zasługi docenił sam marszałek. Sprawą zajęła się prokuratura, gdyż Andrzej podejrzany był o dezercję.

Mistrz Poznania

Lata dwudzieste XX wieku. Ignacy mieszka w Poznaniu. W firmie Pankalla & Kranz zajmuje się pracami inżynieryjnymi, z powodu obowiązków nie grywa w szachy regularnie.
Rok 1926. Rywalizacja o czempionat Poznania. Ignacy w wieku
pięćdziesięciu dwóch lat zdobywa czternaście punktów w piętnastu (!) partiach, nie ponosząc ani jednej porażki (trzynaście razy zwycięża, dwa razy remisuje).

Walka o czempionat Poznania a.d. 1926.

Lokalna prasa nazywa Ignacego chlubą Wielkopolski, a periodyki szachowe odnotowują, że o ile szachiści z Poznania grają w pośpiechu i bez znajomości teorii, o tyle mistrz Kopa gra solidnie i najczęściej między dwudziestym a trzydziestym ruchem ma przeciwników w garści.

Grób anonimowego szachisty

Rok 1929. Prasa donosi o śmierci ostatniego z powstańców roku 1848, tymczasem poznańscy szachiści zbroją się przed pierwszymi w historii Drużynowymi Mistrzostwami Polski w Szachach. Ignacy bierze udział w tych zawodach, ich patronem jest marszałek Piłsudski. Mecze odbywają się w pięknej sali teatralnej hotelu Hrabia Reden w Królewskiej Hucie.
— Powinno się stworzyć grób nieznanego szachisty! — żartuje
na pożegnalnym bankiecie prezes Polskiego Związku Szachowego.
— Byłoby to miejsce pielgrzymek wszystkich sfrustrowanych kibiców. Gdyby którykolwiek z fanów znów przeszkadzał zawodnikom, można byłoby spławić go słowami: „Idź pan na grób nieznanego szachisty!”.

Sala nagradza pomysł śmiechem i oklaskami, szachiści otrzymują na pamiątkę po statuetce górnika wykutego w węglu. Nie śmieje się tylko drużyna z Poznania — zajmują ostatnie miejsce, a Ignacy uzyskuje ledwie jeden punkt.

Mistrz i uczeń

Przedstawicielami dwóch pokoleń wielkopolskich szachów są
mistrz Ignacy Kopa oraz uczeń Antoni Wojciechowski. Różnica lat
między nimi to ponad ćwierć wieku. Rzecz w tym, że Kopa dwukrotnie zdobył mistrzowski tytuł, kiedy w turnieju grał Wojciechowski, a Wojciechowski zdobył czempionat w latach 1928 i 1929, kiedy Kopy na liście zawodników nie było. Młody wyzywa starszego mistrza na pojedynek, by ostatecznie się przekonać, kto jest lepszy.


Pojedynek zaplanowany zostaje na sześć partii.
Meczem Kopy z Wojciechowskim żyje w kwietniu 1929 roku cały Poznań. Mimo niedyspozycji po turnieju w Królewskiej Hucie Ignacy prowadzi trzema i pół punktem do pół punktu! Zapowiada się nokaut…
Jest sobota, czwarty dzień pojedynku, kiedy o godzinie dwudziestej piętnaście Ignacy dostaje udaru serca.
Umiera.
Pojedynek szachowy pozostaje nierozstrzygnięty, za to wynik
partii Ignacego ze śmiercią — jednoznaczny.

Z nekrologu:
20 kwietnia [1929 roku] o godzinie 8 po południu zasnął w Panu nasz kochany brat, Ignacy Kopa. Pogrzeb odbędzie się we wtorek, dnia 23 kwietnia o godz. 9 w domu żałoby w Trzcielinie, o czem donosi w imieniu rodzeństwa, w smutku pogrążony brat Andrzej Kopa. Powózki będą na dworcu w Dopiewie w dniu pogrzebu na godzinę 8.20 rano.

Nekrologi Ignacego Kopy w lokalnej prasie.

Antoni Wojciechowski w 1936 roku z polską reprezentacją szachową zdobędzie srebrny medal na szachowej olimpiadzie w Monachium. W dorobku będzie miał zwycięstwa nawet nad Akibą Rubinsteinem. W roku 1938, w wieku ledwie trzydziestu trzech lat, umrze na zapalenie płuc.

Mistrz szachowy Antoni Wojciechowski

Druga wojna światowa

Od śmierci matki w 1923 roku Andrzej Kopa opiekuje się
w Trzcielinie dwiema siostrami. Ich usposobienie ma być jednym z powodów niechęci Andrzeja do założenia własnej rodziny.
Rok 1928. Andrzej jeździ po okolicznych wioskach i tworzy spis podległych mu w 1919 roku powstańców. W dziesiątą rocznicę powstania wielkopolskiego wydaje z własnych pieniędzy wspomnienia, w których nie pomija nazwiska żadnego z pół tysiąca żołnierzy.
Badacze podkreślą po latach, że Kopa rozwój wypadków przedstawił w tekście rzeczowo i chronologicznie, unikając zbędnych wtrętów.

Trwa II wojna światowa. 17 października 1939 roku pod plebanię księdza Laskowskiego podjeżdża gestapo.
Tego samego dnia duchowny zostaje znaleziony martwy. Za
wspieranie dzieci we Wrześni i powstańców wielkopolskich z okolicy płaci po latach najwyższą cenę. Niemcy pamiętają długo. W księdze zgonów innym pismem zostanie odnotowane:

„Jan Dąbrowa Laskowski, syn Józefa Laskowskiego i Julii Wilhelminy, zmarł na udar serca. Godzina zgonu: 14:20”

Andrzej Kopa mieszka trzy kilometry dalej. Pod jego domem zjawia się gestapowiec nazwiskiem Kuntz.

— Za trzy dni mają do ciebie przyjść i wykonać wyrok śmierci.
Ostrzegam cię tylko dlatego, że podczas pierwszej wojny byliśmy oficerami tego samego pułku. Masz trzy dni.

Andrzej wie, że do Wielkopolan Niemcy pałają szczególną nienawiścią. Bo wciąż trudno im się pogodzić z tamtą porażką, a do tych ziem mają szczególne roszczenia.
Druga z sióstr zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach i Andrzej ma pod opieką tylko Marię. Przeżyją wojnę, ukrywając się w Generalnej Guberni.

Ostatnia rodzina

W 1945 roku wracają do Trzcielina. To drugi powrót do domu
po wojnie i drugi raz, kiedy Niemcy znów uciekli. W Trzcielinie Kopowie nie zastają jednak zbyt wielu starych sąsiadów — wojna nie oszczędza nikogo. Jest za to nowa władza, która wkrótce przemienia lokalne folwarki w Państwowe Gospodarstwa Rolne. Najlepsze bydło z Trzcielina przez kolejne dekady będzie szło na eksport.


Jako zasłużony powstaniec Andrzej na krótko powołany zostaje do Powiatowej Rady Narodowej w Poznaniu. Ktoś jednak doszukuje się w jego życiorysie aktywności na froncie wschodnim w 1920 roku. Tej, do której namówił go Piłsudski i za którą zapłacił zakończeniem wojskowej kariery.
Dostaje posadę kierownika gospodarstwa rolnego w Głuszynie
Leśnej. Niespodziewanie pomoc oferuje mu były podkomendny Władek Szczerbowski, skromny chłop, który w 1919 stracił jedną nogę. Oddaje Andrzejowi i Marii dwa pokoje, a sam zamieszkuje w trzecim.

Maria Kopa umiera w 1947 roku. Andrzej jest teraz ostatnim żyjącym spośród czwórki dzieci Michała i Eufrezyny Kopów.
Rodziny nie założył i nigdy już nie założy. Mimo to jest ciepło
wspominany przez kobiety ze wsi, między innymi przez kuzynkę pana Stanisława Perza. Podobno nie narzeka na swój los, nawet kiedy zostaje zdegradowany do roli podrzędnego robotnika i zamiata podwórza. Dla takich jak on, weteranów wojny polsko-bolszewickiej i gorliwych patriotów, w społeczeństwie ludowym
nie ma miejsca.

Od powstania do powstania

Rok 1956. W komunistycznej Polsce zaczyna wrzeć, a najszybciej w Poznaniu. Znów Wielkopolska chce się przeciwstawiać. Wypadków poznańskich Andrzej nie doczeka. Umiera 11 czerwca 1956 roku. Choć od zawsze miał problemy z sercem, to Ignacy zmarł na nie przed nim. Andrzej przeżywa brata o dwadzieścia siedem lat — o tyle samo młodszy od Ignacego był mistrz Wojciechowski.

Szachista bez grobu i twarzy

XXI wiek. Obaj bracia Kopowie zapisali się w historii Wielkopolski z okresu zaborów i obaj przyczynili się do rozkwitu różnych idei.


Kwerenda poczyniona w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu daje jednoznaczną odpowiedź: Ignacy spoczywa w tym samym rodzinnym grobie co Andrzej, siostry i rodzice. Dwa kilometry i trzysta metrów od rodzinnego domu. Naprzeciwko mogiłę ma ksiądz Laskowski. Nie ma jednak na grobie Kopów żadnej informacji o Ignacym. Żart stał się zatem przepowiednią: jest to grób nieznanego szachisty.

Wizerunek Andrzeja Kopy reprodukowany jest na malowidłach, tekturowych stendach, jego fotografi a widnieje na obelisku oraz przy rodzinnej mogile. Ignacy Kopa na całe dekady pozostał bez oznaczonego miejsca pochówku, bez fotografi i, bez pamięci.

Historia Ignacego wciąż nie jest napisana na końca. Brakuje
w niej puenty i kropki, dlatego jeszcze raz przyglądam się zgromadzonym materiałom.

Zatrzymuję się na dwóch najważniejszych wydarzeniach w karierze Ignacego: turnieju z 1905 roku i pierwszych w kraju drużynowych mistrzostwach Polski z 1929 roku. Wysyłam zapytania o zdjęcia z tego turnieju. Gdy kończę pisać reportaż, skarbnik Śląskiego Związku Szachowego obiecuje, że poszuka w archiwach fotografii. Związkowcy są w trakcie przeprowadzki i jest szansa przejrzeć zbiory. Materiałów o Ignacym nie posiada także ani Polski Związek Szachowy, ani Wielkopolski. Ignacy Kopa nie ma twarzy.

Szachista numer 84


Poszukiwania informacji na temat turnieju w Barmen w 1905
roku prowadzą do artykułu w zagranicznym serwisie szachowym.
Jak się okazuje, imprezę nazwano Międzynarodowym Kongresem Szachowym i było to ważne wydarzenie, jak wynika z tekstu.

Zwycięska partia Ignacego Kopy z mistrzem Nizowitschem, na którego książce Mój system „wychował się” autor tego reportażu.

Z diagramów i tabel turniejowych płynie niezbity wniosek, że Ignacy Kopa, rolnik z Trzcielina, rozgrywa w 1905 roku najlepszy turniej w karierze i uciera nosa zawodnikom, których nazwiska fi gurują dziś w encyklopediach szachowych. Nieznany Polak odnosi sensacyjne zwycięstwa nad Aronem Nimzowitschem i Rudolfem Spielmannem, czołowymi szachistami świata. Jak jego kariera mogłaby się potoczyć z odpowiednim zapleczem finansowym? Czy mógłby doścignąć mistrzów? A może grać objazdowe partie jak Mieses i walczyć o mistrzostwo świata jak Zukertort?

Almanach turnieju w Barmen w 1905 roku.

Poprzez dziesiątki szachowych stron internetowych trafi am
w końcu na link do serwisu zakupowego eBay. Za dwieście dwadzieścia dolarów można kupić księgę turniejową z Barmen, obfi tych rozmiarów almanach pełen zdjęć. Na jednej ze stron widnieje fotografi a zbiorowa z oznaczonymi numerami twarzami szachistów.

Numer 84…

Wielka sala balowa, setka mężczyzn w eleganckich ubraniach, każdy patrzy w kierunku fotografa.

Numer 84 to odwrócony w stronę obiektywu Ignacy Kopa. Fotograf wykonuje to zdjęcie w momencie największego życiowego sukcesu Ignacego. Ignacy nie wie, że chwilę po naciśnięciu migawki pamięć o nim zginie na blisko sto lat.


Bibliografia:

  1. Der Internationale Schach-Kongress des Barmen Schach Vereins,
    https://www.ebay.com/itm/Barmen-1905-International-Chess-Congress-1st-Edition-HC-/312026829028 [data dostępu: 1.10.2019].
  2. Kopa Andrzej, Udział powiatu zachodnio-poznańskiego w Powstaniu Wielkopolskim r. 1918/19, Poznań 1929.
  3. „Kurjer Poznański” nr 187, 22 kwietnia 1929.
    Kwilecki Andrzej, Szachy w Poznaniu, Poznań 1990.